wtorek, 25 września 2012

15. Umniejszanie

Tak łatwo jest się poddać. Skoro walka jest tak ciężka, skoro i tak nie widzę rezultatów, po co walczyć? Zawracać sobie głowę zdrowiem, tą całą zabawą w recovery? 10 dni bez napadu wydawało się wiecznością, wymagało tyle wysiłku, a przecież gdy widzę tę liczbę, wiem, że to nic wielkiego. 10 dni nie zmuszałam się do wymiotów, co w tym wielkiego, przecież normalni ludzie nie robią tego w ogóle.

Podstępne myśli starają się umniejszyć mój sukces. Bo tak, te 10 dni udanej walki to jest dla mnie cholerny sukces. I następnym razem będę się starać utrzymać się na powierzchni 11 dni. A potem 12, 13, 2 tygodnie, 3 tygodnie, miesiąc, rok... Na razie brzmi to dla mnie równie nierealnie jakbym deklarowała "Za rok polecę na wakacje na Marsa". Ale kiedyś wejdę tu by napisać, że wylądowałam na Marsie. Kiedyś.

Tymczasem muszę podnieść się po porażce, a może raczej małym potknięciu? Otrzepać kolana, tym razem nic złego mi się nie stało, mogę więc iść dalej. Ku zdrowiu. I choć już wiem, że droga jest kręta i wyboista, dodatkowo sama sobie czasem podstawię nogę lub dam się zwieść temu głosowi, który szepce mi do ucha, że nie jestem tego warta, że bez bulimii jestem nikim, że tak naprawdę nie mam żadnego problemu, to wiecie co? Może znów upadnę, ale póki próbuję, póki walczę, to ja mam przewagę.

sobota, 1 września 2012

14. 10 dni

Na tyle wyjechali moi rodzice. Zostałam w domu sama, nie licząc psa, na 10 dni. I nie bardzo wiem co z tym zrobić.
Dawno dawno temu za każdym razem, gdy zostawałam sama, poświęcałam 100% danego mi czasu na zaburzenia. Wieszałam kartkę w łazience nad wagą i zapisywałam na niej każdego ranka i popołudnia zobaczoną liczbę - na czerwono jeśli była większa, na zielono jeśli mniejsza niż poprzednia. Na lodówce wywiesiłam jakieś głupie thinspo i wgapiałam się w nie, zanim (jeśli w ogóle) coś zjadłam. Ćwiczyłam cały czas, nie wiem jakim cudem, skoro moje ciało było na skraju wyczerpania już po kilku dniach takiego traktowania.
Potem to się zmieniło, zamiast głodówki i ćwiczeń spędzałam czas na zmianę obżerając się, wymiotując i płacząc. I marząc o tym, by umrzeć - szczerze, gdyby nie to, że muszę opiekować się swoim psem, nie wiem jak by to się wszystko skończyło.
A teraz? Gdzieś tam w tyle głowy pojawia się myśl, by wykorzystać te 10 dni na schudnięcie. Przyłapałam się ostatnio na zastanawianiu się, ile mogę schudnąć w 10 dni jeśli nie będę jadła. Albo jeśli zwymiotuję wszystko, co zjem. Ale tym razem tak nie będzie. Chcę udowodnić sobie, że jestem w stanie zadbać sama o siebie i nie potrzebuję obecności rodziców by nie wariować i nie wracać do swoich bulimicznych zachowań.
Spójrzmy prawdzie w oczy: mam 20 lat, a nie umiem jeść jak normalny człowiek. Mam 20 lat i płaczę, kiedy wydaje mi się, że wypiłam zwykłą colę zamiast coli zero. Mam 20 lat i przez ostatnie 2,5 roku odłożyłam życie na bok, pochłonięta obsesją na punkcie własnego wyglądu i jedzenia.
Mam 20 lat i chcę odzyskać kontrolę nad swoim życiem.