Żadne z nich nie wiedziało, jak bardzo mają rację. Że dotknęli sedna problemu.
Nie mam kontroli. Nad jedzeniem, nad swoim ciałem, nad sobą, nad życiem. Nie mam kontroli i kiedyś wykrzykiwałam to milcząc, rzygając po cichu albo upijając się do nieprzytomności. Teraz szepczę w poduszkę "Straciłam kontrolę". I nikt nie słyszy. Nie mam siły podnieść głosu, nie mam siły wstać z łóżka.
W nocy miałam kolejny atak paniki. Brak tchu, łomotanie serca, potem bezgłośny spazmatyczny płacz, tak silny, że zaczęłam wymiotować. Chciałam sięgnąć po telefon, zadzwonić do kogoś, poprosić o pomoc ale... nie miałam do kogo. Nieważne. I tak nie umiałabym nic powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz