Jak na swoje dwudziestoletnie życie sporo czasu poświęciłam na wyszukiwanie wszystkiego związanego z odchudzaniem w internecie, oglądanie programów o odchudzaniu, otyłości lub zaburzeniach odżywiania, pisanie na forach dotyczących zaburzeń, prowadzenie blogów (nie licząc godzin spędzonych na tumblr...). Liczenie kalorii, odchudzanie, diety, tabele wartości odżywczych, zawartość tłuszczu: to wszystko stało się moją codziennością. I co najgorsze, uznałam to za normalne.
Oczywiście gdzieś tam w swoim niedożywionym rozumku musiałam zachować myśl o tym, że to jednak nie jest normalne, skoro w prawdziwym świecie starałam się jak mogłam ukryć wszystko co związane z tym zaburzeniami/odchudzaniem. Jednak im dłużej w tym tkwiłam, tym bardziej normalne stawały się dla mnie chore myśli, a czytanie blogów i wszystko co wymieniłam w akapicie pierwszym tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie ma nic nienormalnego w moich myślach. Przecież skoro tyle osób ma podobne doświadczenia, to jest to zupełnie normalnie i w ogóle o co ten cały krzyk, no nie?
NIE. Czas uświadomić sobie, że w prawdziwym świecie nikogo nie obchodzi, ile kalorii dziś zjadłam, czy przytyłam 100g od wczoraj, czy mam przerwę między udami. Wystające żebra to nie jest dobry cel w życiu i nikt nie będzie mi gratulował jego osiągnięcia. Umiejętnością wyrzygania pizzy w minutę też nikt się nie chwali i na pewno nie jest to coś, co można wpisać w swoje CV.
Poświęciłam 2,5 roku swojego życia na skrupulatne liczenie kalorii, rozpaczanie nad każdą komórką tłuszczu w moim ciele i wiszenie z głową w sedesie. W tym czasie moi znajomi prowadzili normalne życia, dobrze się bawili i przeżywali te wszystkie rzeczy, które robią normalne nastolatki. Czasu już nie cofnę, mogę tylko porzucić mój świat złudzeń i nadziei na to, że zrzucone kilogramy zmienią moje życie - i sama je zmienić.
Zaburzenia odżywiania nie są cool. Nie są czymś czym będę się chwalić dzieciom za 20 lat, wspominając młode lata. Są śmiertelnie niebezpieczną "zabawą" i zabrały mi już 2,5 roku. Nie dam sobie zabrać więcej.
Szkoda tylko, że takie spojrzenie na całe to bagno w cale nie pomaga ustrzec innych przed wdepnięciem w nie. Sama po sobie wiem, że przez wannarexic są one ignorowane, bo przecież "ich to nigdy nie będzie dotyczyć". Aż wstyd się przyznawać do takich początków. No cóż, skoro świata nie zbawimy to może chociaż spróbujmy zbawić siebie.
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się Del. Mimo upadków, porażek, kroków w tył. Skoro udało Ci się tyle czasu w tym trwać uda Ci się też z tego wyjść. Tyle samo, o ile nie więcej wysiłku będziesz musiała włożyć, ale stawką w grze jest normalne życie.
Trzymam kciuki i pisz koniecznie gdy tylko będziesz chciała się wycofać, poddać. Kopnę Cię w zad! ;)