Rano
Zimno. Czas pożegnać się z letnimi sukienkami, bo nawet najgrubsze rajstopy nie dają już rady. Wyciągam z szafy jeansy, które bałam się ruszyć przez całe lato, odkąd je uprałam w lipcu. Czekały aż się odważę je założyć. Dziś nie mam czasu na strach, zaspałam, muszę się spieszyć. Westchnięcie. Wsuwam spodnie na uda. Ciasno. Wsuwam wyżej. Ciaśniej. Zapinam i...
I nic. Żyję. 2 miesiące bałam się założyć spodnie jakby chodziło o coś wielkiego. Jak skok ze spadochronem ze stratosfery. Wychodzę z domu w ciasnych po praniu spodniach i mam w dupie to, że opinają mi się na udach.
Popołudnie
Stresuję się. Cały dzień myślę tylko o jutrzejszych zajęciach z postrachem wydziału, strasznym facetem, który pyta każdego, a zaliczenie przedmiotu u niego jest trudniejsze niż egzamin na aplikację. Powinnam siedzieć z nosem w książce, a oto spędziłam 3 godziny leżąc na kanapie bez ruchu i trzęsąc się z zimna. Nie mam siły wstać, nie mam siły iść po bluzę, do sklepu po red bulla, do kuchni zrobić sobie kawę. Jezu, czemu ja się tak źle czuję? I nagle oczywista odpowiedź pojawia się w mojej głowie: nic dziś nie jadłam. Kurwa, Delilah, przecież wiesz, że jeśli czujesz się jak bezmózgie zombie, to znaczy że trzeba coś zjeść! Robię sobie tosta. Z masłem, a co! Lepiej. Ale to jakieś 200 kcal, nie chcę chyba na tym przeżyć dnia? Ok, więc zupa pomidorowa. A na niemijającą chandrę kilka herbatników w czekoladzie. Dużo lepiej. Chyba wracają mi funkcje życiowe.
Fajnie jest jeść, wiecie? Naprawdę nie wiem jak mogłam przez 2 lata być wiecznie trzęsącym się z zimna, podirytowanym bezmózgim zombie. Wystarczyło mi pół dnia takiego stanu bym przypomniała sobie, że nie warto się w to znów pakować. A teraz idę po herbatnika w czekoladzie i wracam do książek.
Czytam to i uśmiech nie schodzi mi z twarzy! Ohh, piszesz jakby to było tak zwyczajne i oczywiste!
OdpowiedzUsuńKiedyś... też będę mogła napisać takiego posta. Jeszcze nie dziś, dziś mogę tylko schować głowę w skostniałych dłoniach.