Chudość.
Brzmi żałośnie, prawda? Stawiam kości na pierwszym miejscu, przed rodziną, przed znajomymi, przed karierą, przed zdrowiem. 45 kilo i będę fruwać ze szczęścia. 45 kilo nie zmieni tego, że siebie nienawidzę, ale wolę być chuda i żałosna niż gruba i żałosna.
Próbowałam walczyć. Nie da się wygrać z b. w pojedynkę. A ja odrzucam wszelką pomoc, bo jeszcze nie jest wystarczająco źle, jeszcze nie, najpierw zejdę poniżej 50, a potem, potem może zacznę trawić jakieś jedzenie. Może nie będę musiała prosić o pomoc, może gdy wypadną mi już wszystkie zęby i będziecie mogli policzyć wszystkie moje kości, może wtedy ktoś się przejmie i sam zaoferuje mi pomoc?
Mam zespół odstawienia. Znów tęsknię za człowiekiem który nie pamięta mojego imienia.
Ejejej. Jak to nie da się wygrać w pojedynkę? Oczywiście, że się da ;) Powiedziałabym nawet, że tak jest o wiele wygodniej i... skuteczniej. "Work hard in silence, let your success be your noise." - Frank Ocean
OdpowiedzUsuńWiem, że Ci ciężko. Rozumiem doskonale, ale... pamiętaj, że tylko Ty możesz sobie pomóc. Trzymam za Ciebie kciuki, Del.
Ciężką pracą, determinacją i za wystarczająco silną motywacją da się to zrobić. Mi też się kiedyś wydawało, że 45 kilo da mi szczęście, a z ed nie da się wygrać... Jednak odbiłam się od dna i dlatego mówię to: da się wygrać. Oczywiście blizny zawsze pozostaną i nigdy nie będzie tak jak przed ed... ale może być o wiele lepiej, o wiele, wiele. Tego Ci życzę i nie poddawaj się.
OdpowiedzUsuń